Moi drodzy, dziś o ekstremalnej nocnej wędrówce z perspektywy organizatora. Moja pierwsza EDK była też, pierwszą zorganizowaną w Mielcu. Wtedy, byłem zwykłym, uczestnikiem, tak naprawdę, nie do końca wiedziałem, o co chodzi. Był 2015 rok i duży entuzjazm, związany z zaproponowaną, nową formą, przeżywania cierpienia Jezusa, modlitwy, pokuty w kontekście przygotowania do celebracji Wielkiego Tygodnia i Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego.
Główny sprawca zamieszania Tomek, zmobilizował do pracy przy tej, pierwszej edycji sporą grupę ludzi, w większości z grona lektorów. Myślę, że samo przygotowanie techniczne trasy było dla niego stosunkowo łatwe, jako dla studiującego geodezję i zapalonego rowerzysty, o tyle uzgodnienia, z różnymi instytucjami, począwszy od parafii, policji, leśnictw, po pogotowie ratunkowe, zapewne, nie było proste. Przekonanie ludzi, wytłumaczenie o co chodzi, bywa bardzo trudne. Jednak z Bożą pomocą udało się dopełnić formalności.
Jeszcze wtedy, były wymogi, zapewnienia opieki nad uczestnikami w postaci rozstawionych samochodów z znającymi teren ludźmi, dysponującymi zestawami do pierwszej pomocy medycznej, po zapasowe oświetlenie, czy w końcu, ciepłą herbatę i możliwość podwiezienia do bezpiecznego miejsca. Dodatkowo, wychodzili parę godzin później po wszystkich, tak zwani zamykający, mający za zadanie, pozbierać tych, którzy osłabli, czy pobłądzili. Jedna trasa, a kilkadziesiąt osób zaangażowanych.
Bezpieczeństwo uczestników zawsze było i będzie na pierwszym miejscu, chodź z czasem, z racji, że EDK jest dla osób pełnoletnich, lub będących pod opieką dorosłych, świadomie podejmujących pewne ryzyko, zdecydowano, że każdy asekuruje się w własnym zakresie. Oczywiście nie będąc przy tym obojętnym na problemy spotkanych ludzi i jeśli będzie trzeba, nie wahajcie się udzielić wszelkiej pomocy. Należy mieć świadomość, że obecnie w rejonie miasta, w promieniu ok. 50 km, może być, na kilkunastu trasach, kilkaset osób. Zachęcamy do przygotowania sobie indywidualnego planu ewakuacji.
W tamtej pierwszej pamiętnej edycji, były jeszcze zamawiane autobusy do zorganizowanego powrotu uczestników. Wtedy, to się w miarę sprawdziło, bo było dużo ludzi na jednej trasie i autobusy szybko się wypełniały i odjeżdżały. Już w następnej edycji, mieliśmy więcej tras i mniej więcej, po dwa autobusy na trasę i tu już były problemy. Trzeba było czekać, aż ludzie dojdą, czasem kilka godzin, co dla tych, którzy byli gotowi już do odjazdu, było bardzo uciążliwe. Dlatego powrót, teraz organizuje sobie , każdy w własnym zakresie.
Na koniec, może nie najważniejszy, ale występujący element związany z marszem nocą po bezdrożach, zdarzają się przygody. Piszę tu o nich, abyście mogli się tak przygotować, aby ich uniknąć, przynajmniej tych nieprzyjemnych. W pierwszej edycji, w Pilźnie, wchodzę do kościoła i widzę osobę leżącą na ławce. owiniętą w folię NRC, później dowiedziałem się, że to mężczyzna, który wpadł do rowu wypełnionego wodą. Został dowieziony samochodem do kościoła i chyba, czekał na autobus powrotny do domu. Wtedy też, kilka osób, pobłądziło, zostali dowiezieni do właściwej trasy. Dziś, działają aplikacje GPS, w tym aplikacja EDK, więc zgubić się jest trudniej, chyba że, padnie smartfon i nie ma powerbanku, to tak, ku przestrodze ;)
Innym razem, skrzyżowanie, środek lasu, krzyż, kolejna stacja, kilka osób w małych grupkach, jedni się modlą, inni zrobili sobie przerwę na herbatę i posiłek. Nikt nie rozmawia, jest cicho i bardzo ciemno. Nagle słychać rytmiczny stukot, dźwięk zbliża się, nie bardzo wiemy, co to może być, nerwowo patrzymy na siebie, zastawiając się, co wypadnie z ciemności i czy, nie schować się za jakieś drzewo. Nagle, z ciemności wyłania się biegnący... kucyk !, który ze spokojem skręcił na skrzyżowaniu i tak jak szybko się pojawił, tak zniknął. Nie wierzycie ? Ja też bym nie uwierzył, ale mam świadka, jednego, bo pozostałych nie znam :)))
Komentarze
Prześlij komentarz